Abdul
Pisałem już o namolnych tubylcach wyciągających w ten czy inny sposób ręce po pieniądze. Wiesz, nie żebym ich nie rozumiał. Może i brzmi to jak narzekanie białego człowieka przylatującego odpocząć w miejsce, gdzie oni wiążą koniec z końcem, ale tak właśnie było. Zresztą w tym narzekaniu mam swój cel, ale nie uprzedzajmy faktów. Był więc też i Abdul. Pewnego razu wyszedłem poza teren hotelu do pobliskiej restauracji. Gdy czekałem na danie na wynos, przysiadł się kelner. Nie miałem wówczas ochoty na takie gadki, zmęczony upałem i po paru piwach, ale nie dałem poznać. W końcu nie jestem chamem. Zaczął mówić o ciężkim losie, o tym, że chciałby pracować w Europie. Że potrzebuje pozwolenia na pobyt i pracę. Powiedziałem, że dowiem się co i jak i zobaczymy. Że jeśli nie będzie to dla mnie obciążenie, będę mógł pomóc, czemu nie. Wymieniliśmy się kontaktami na WhatsApp. Gdy wróciliśmy do Polski, sprawdziłem jakie są przesłanki, warunki i wymogi do takiego pobytu. W skrócie - musiałbym poświęcić środki i stworzyć warunki, których nie byłem w stanie spełnić. To raczej dla świętego spokoju i sumienia, bo też niechętny byłem to zrobić. Nie wzbudził we mnie zaufania. Gdy zaczął pisać, że jego żona jest chora i potrzebuje pieniędzy, zablokowałem ten kontakt. Nie mam wpływu na to, jak to ocenisz. Ja nie mam wyrzutów sumienia, nie uważam, bym postąpił źle.
Wspomniany wcześniej Eazy Man nigdy nie wyciągał do mnie rąk po kasę. Choć nie ma lżej. I cieszę się, że nie musiałem mieć z nim takich dylematów jak z Abdulem. Pomagam mu bez dyskomfortu ulegania prośbom. To dziwne uczucie być takim "panem" czyjegoś losu. Przypomniało mi to sytuację z dzieciństwa. W pewnej nadmorskiej miejscowości na wakacjach codziennie przychodziłem do salonu gier, ale nie miałem bilonu automaty. Właściciel mi powiedział, żebym przyszedł jutro, to pogram, gdy do niego podejdę (no pedo, Bro). Przyszedłem, ale głupio było mi go prosić. Sam podszedł i powiedział, że dlatego że nie prosiłem, to mi da żetony. I pograłem. Nie uważam, by to było zajebiście wychowawcze a skromność prowadziła do sukcesu. Jest wręcz przeciwnie. Tak mi się tylko przypomniało.
Piszę to po to, by pokazać, że to nie tak, że spotkałem na wakacjach w Afryce pierwszego lepszego tubylca, zawiązałem znajomość i posłałem jego siostrzenicę do szkoły. To jeden z powodów, dla których niechętnie mówię o Gambii - spojrzenia jak na naiwnego głupka, który daje się naciągać na pieniądze komuś w Afryce. Kilka takich było. Nie mam zamiaru pucować się i udowadniać, że tak nie jest. Zwłaszcza komuś, to nie dorzuci do sprawy 50 groszy. O tym kto i jak mi pomógł i pomaga, co mnie zaskoczyło a co nie, to szerszy temat na inny dzień.
Zdjęcie dla uwagi.
Komentarze
Prześlij komentarz