Fruit Lady

W drodze na plażę i także tam na miejscu nie sposób nie spotkać jednej z "fruit lady". Uśmiechnięte panie z koszem owoców zapraszające do swojego stoiska na owocową sałatkę i koktajle. Grają fair play, zawsze pytają, "czy masz już swoją fruit lady". Poszliśmy pewnego dnia do tej "naszej" na taką sałatkę. Polecam, jeśli tam będziesz. Był też standardowy cross-selling w postaci prezentacji kremu, ale nic namolnego. 


Ale nie o tym. Budziła we mnie jakieś takie pozytywne emocje, przeświadczenie, że można mieć tam "fajną" pracę i ją lubić, że niekoniecznie jest tam tak źle. Brzmi to może dziwnie, nie wiem, coś w tym stylu, nie umiem tego określić. 

W każdym razie innego dnia to pozytywne uczucie prysło jak bańka mydlana. Poczułem się w jednej sekundzie tak głupi, naiwny jak dziecko. Gdy siedziałem w barze na plaży, kątem oka zauważyłem, jak nieopodal ta sama fruit lady, już nie uśmiechnięta, wyjmowała puszki ze śmietnika, zgniatała i wrzucała do worka. Poczułem jakiś rodzaj wstydu, że dałem się nabrać na tę iluzję. Do dziś pamiętam, jak smutne wrażenie to na mnie zrobiło. Zostawiajcie napiwki. 

Komentarze

Popularne posty